Prośba Gosi, by napisać o Sopatowcu i jej książce odnalazła mnie kilkanaście tysięcy kilometrów od Sopatowca na balkonie zalanym upałem, w odwróconym od rzeki mieście, rozpadającym się pod ciężarem słońca.

Bawię się myślą, że nawet tu gdybym znalazł tylko siłę by dryfować po klejących sie ulicach spotkałbym w końcu kogoś, kto znałby drewniany dom w górach, w którym mieszka Gosia i jej dzieci. Być może przy kubeczku mate usłyszałbym, tak jak to zdarzyło mi się wiele razy w życiu, od zupełnie obcej osoby, że tam była, słyszała o nim, chciałaby tam pojechać. Wiele razy dowiedziałem się, nie afiszując się swoją znajomością Sopatowca, że to miejsce magiczne, wyjątkowe, że wyczarowuje się tam jedzenie i kojącą atmosferę. Usłyszałem wiele historii, które próbowały opowiedzieć kim jest Gosia i czym jest Sopatowiec. Wszystkie były prawdziwe, tak samo jak świadectwa głębokich przemian, które dokonują się w ludziach tam wysoko w górach. Żadna jednak nie była wyczerpująca. Jest to bowiem miejsce, które ciągle się zmienia, tymczasowa strefa autonomiczna, utopia utrzymująca się wbrew naporowi trudności, najbardziej zaś mały pomościk przycupniety nad rzeką życia. Można tam przyjechać i oprócz jedzenia i atmosfery doświadczyć olbrzymiego daru – przejrzeć się w tej rzece przepływającej u stóp domu Gosi i na krótką chwilę zobaczyć kim naprawdę jesteśmy. Chociaż nurt rzeki zaraz rozmyje nasze odbicie to ślad szlachetności przepełniającej to miejsce zostanie w nas na tyle długo, by w nas samych zrodziła się przestrzeń, w której będziemy mogli znaleźć schronienie. Tak jak zrodziła się we mnie, Sopatowiec jest bowiem moim domem.

Mateusz Janiszewski
Buenos Aires 27.01.2015